Przejdź do głównej zawartości

Totoloto

 przyszła nieszczęśliwa, domowa, z panem Lubomirskim wojna, w której po stronie królewskiej przeciw bezecnikowi onemu i zdrajcy walczył; potem pod panem Sobieskim znów na Ukrainę ruszył. Rosła stąd sława jego imieniowi tak znaczna, że go po- wszechnie za pierwszego żołnierza Rzeczypospolitej uważano, ale lata płynęły mu w trosce, wzdychaniach, utęsknieniu. Aż nadszedł wreszcie rok 1668, w którym z rozkazu pana kasztelana na wypoczy- nek odesłan, z początkiem lata po miłą pannę pojechał i zabrawszy takową z Wodoktów, do Krakowa dążył. Księżna Gryzelda bowiem, która już była wróciła z krajów cesarskich, tam go na wesele zapra- szała, sama ofiarując się być matką panience. 


Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Kmicicowie zostali we Wodoktach nie spodziewając się rychłej od Wołodyjowskiego wiadomości i zupełnie nowym gościem, który się do Wodoktów obiecywał, zajęci. Albowiem aż do tej pory Opatrzność odmówiła im dzieci; teraz miała nastąpić szczęśliwa a zgodna z ich pragnienia- mi odmiana. Był to nadzwyczaj urodzajny rok. Zboża wydały plon tak obfity, że gumna pomieścić go nie mogły, i cały kraj, jak szeroki i długi, okrył się stertami. W okolicach, opustoszałych przez wojnę, młody bór urósł jednej wiosny tak znacznie, jak w innych czasach i przez dwa lata urość by nie zdołał. Była obfitość zwierza i grzybów w lasach, ryb w wodach, jakby ta niezwyczajna płodność ziemi udzieliła się wszystkim istotom na niej zamieszkałym. Przyjaciele Wołodyjowskiego wyprowadzali stąd pomyślne i dla jego ożenku wróżby, ale owóż losy postanowiły inaczej. Pan Wołodyjowski 7 Rozdział I Pewnego pięknego dnia jesienią siedział sobie pod cienistym da- chemletnikapanAndrzejKmicicipopijającmiódpoobiedni,spoglądał przez obrosłe dzikim chmielem kraty na żonę, która przechadzała się pięknie umiecioną ulicą przed letnikiem. Niewiasta była urodziwa nad miarę, jasnowłosa, o pogodnej, nieledwie anielskiej twarzy. Chodziła z wolna i ostrożnie, bo było w niej pełno powagi błogosławieństwa. Pan Andrzej Kmicic patrzył na nią okrutnie rozkochany. Gdzie się ruszyła, tam wzrok jego zwracał się za nią z takim przywiąza- niem, z jakim pies wodzi oczyma za panem. Chwilami zaś uśmie- chał się, bo był z jej widoku rad bardzo, i wąsa do góry podkręcał. A wówczas pojawiał się w jego twarzy pewien wyraz wesołego hultajstwa. Znać żołnierz był z przyrodzenia krotofilny i za kawa- lerskich lat musiał moc figlów napłatać. Ciszę w sadzie przerywały tylko odgłosy spadających na ziemię przejrzałych owoców i brzęczenie owadów. Pogoda ustaliła się cudnie. Był to początek września. Słońce nie prażyło już za mocno, ale rzucało jeszcze obfite złote blaski. W blaskach owych lśniły się czerwone jabłka wśród szarych liści siedzące tak obficie, że drzewa zdawały się być nimi oblepione. Gałęzie śliw gięły się pod owocem okrytym siwym woskiem. Pierwsze zapowiednie nitki pajęczyny, pouczepiane do drzew, chwiały się wraz z leciuchnym powiewem, tak lekkim, iż nie szeleścił nawet liśćmi. Henryk Sienkiewicz 8 Może i owa pogoda na świecie napawała tak pana Kmicica wesołością, bo oblicze rozjaśniało mu się coraz więcej. Wreszcie pociągnął miodu i rzekł do żony: - Oleńka, a pójdź ino tu! Coś ci rzeknę. - Byle nie coś takiego, czego nierada słucham. - Jak mi Bóg miły, nie! Daj ucho! To rzekłszy objął ją wpół, przysunął wąsy do jej jasnych włosów i szepnął: - Jeśli będzie chłop, to niech mu będzie Michał. Ona zaś odwróciła twarz nieco zapłonioną i odszepnęła mu z kolei: - A obiecałeś się nie przeciwiać, żeby był Herakliusz? - Bo widzisz, dla Wołodyjowskiego... - Zali nie pierwsza pamięć dziada? - I mego dobrodzieja... Hm! prawda... Ale drugiemu będzie Michał! Nie może inaczej być! Tu Oleńka wstawszy próbowała się uwolnić z rąk pana Andrzeja Kmicica, ale on, przygarnąwszy ją jeszcze silniej do siebie, począł całować po ustach, po oczach, powtarzając przy tym: - A mój ty krociu, mój tysiącu, moje ty kochanie najmilsze! Dalszą rozmowę przerwał im pachołek, który ukazał się na koń- cu ulicy i szedł spiesznie ku letnikowi. - Czego

Komentarze

  1. I’ve been on the net searching for content to read and then I came across your site and found this content of yours. I decided to look into it and found out that it is so amazing. You really did great work on your site and the articles you posted on it are purely professional. Society for family health job vacancy

    OdpowiedzUsuń
  2. My spouse and I enjoy each of the perform that you have placed into this. I’m sure that you will be making a really useful place. I have been additionally pleased. Also, check get paid to play video games             .

    OdpowiedzUsuń
  3. Thank you for some other excellent post. where else could anyone get this kind of info in such an ideal approach of writing? I have to come around soon for more updates. Check Here free uam post utme past questions

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz